Z Bartkiem znamy się z zielonych boisk. Nawet przez chwilę kopaliśmy w jednej kamandzie. Jego wybrankę – Marikę poznałem już przed aparatem – na sesji narzeczeńskiej. Była w stanie błogosławionym, a spisali się na tyle świetnie, że ich zdjęcie stało się moim reklamowym 🙂 Zatem miałem niemałe oczekiwania i jeszcze większą zajawkę na fotografowanie ich ślubu. Dodatkowo to uczucie potęgowało dwukrotne przekładanie terminu. W tym przypadku zdecydowanie warto było czekać. Na weselu był prawdziwy ogień, aż na końcu musiałem ich ostudzić w fontannie 🙂 Ale od początku…
Przygotowania zaczęliśmy w domu rodzinnym Bartka. Tam zastałem to co lubię najbardziej – czyli mnóstwo uśmiechniętych mordeczek. Rodzina i znajomi, dorośli i dzieci. Wśród tych najmłodszych przeuroczy Nikoś. Dodatkowo 3 psy. Równie małe, co słodkie. A jak to wśród takiej bandy – nudy nie było. Sporo uśmiechów, żartów, zdarzeń i do tego ten nieuchwytny Miki, który jest klonem Bartka (musisz się Bartek dobrze starzeć, bo w razie czego Marika będzie miała młodszy model na podmiankę :)). Oddzielne ubieranie, kilka portretów, błogosławieństwo, chwilę miziana w ogrodzie i w drogę na ślub!
Ten odbył się w Kościele pod wezwaniem Św. Józefa, który został udekorowany przez kwiaciarnię Anna Koperwas. Tam zrobiłem szybkie rozeznanie wśród gości i już wiedziałem, że będzie dobrze! Ksiądz poprowadził mszę skrojoną pod naszych dzisiejszych bohaterów. Przepełnioną żartami więc i z wszechobecnym uśmiechem i luźną nieskrępowaną atmosferą. Było kilkoro dzieciaków na które zawsze mogę liczyć jeśli chodzi o naturalność, nieprzewidywalność i… dłubanie w noskach 🙂 Nad wszystkim czuwał Nikoś, a kiedy obrączki wylądowały na palcach to szczęśliwy mógł w końcu uciąć sobie drzemkę 🙂 O łzy wzruszenia na koniec mszy zadbał tato Bartka swoją niezwykle emocjonalną przemową (szacunek!).
Jeszcze tylko życzenia i czas na imprezę, która odbyła się w Restauracji Staropolskiej w Tomaszowie Lubelskim, a o dobrą zabawę zadbała Grupa Pryzmat.
Z taką ekipą nie mogło się nie udać. Ale to co się działo to istna petarda! Niby “covidowe” mniejsze wesele ale kolejny raz potwierdziło się, że od ilości ważniejsza jest jakość. Na parkiecie, przy stołach, na ławeczkach – dosłownie WSZĘDZIE był OGIEŃ! Zresztą zobaczcie poniżej sami.
A wszystkim weselnikom wielkie dzięki za świetny czas w mega atmosferze! 🙂
Miłego oglądania!